Powtórki wideo pozwolą uniknąć poważnych błędów sędziowskich, wielu awantur, głośnych skandali i z pewnością nie zepsują widowiska – mówi Łukasz Brud, sekretarz generalny The IFAB, w rozmowie z Rafałem Rostkowskim, sędzią z najdłuższym stażem międzynarodowym w Europie.
RAFAŁ ROSTKOWSKI: Niemiecka Bundesliga ogłosiła, że w następnym sezonie zacznie korzystać z powtórek wideo, ale od kolegów sędziów z różnych krajów wiem, że także oni wkrótce będą używać wideo, m.in. w Australii, we Włoszech i w USA. Bundesliga może wcale nie być pierwsza.
ŁUKASZ BRUD: Eksperymenty z powtórkami wideo cały czas trwają i wcale nie jest pewne, kto zacznie używać tej technologii pierwszy. Przygotowania w tych krajach są bardzo zaawansowane, w tym roku z powtórek wideo zaczną korzystać również sędziowie m.in. we Francji, w Belgii, Holandii i Portugalii. Na razie zgłosiły się do nas organizacje piłkarskie z 13 państw, we wszystkich trwają intensywne przygotowania i wszystkie mają duże szanse wystartować jeszcze latem.
Czy ktoś z Polski zwrócił się już do The IFAB z pytaniem, czy i kiedy nasi sędziowie mogliby zacząć korzystać z powtórek wideo w meczach Ekstraklasy?
ŁUKASZ BRUD: Dotychczas oficjalnie nikt z Polski nie zwracał się do nas w tej sprawie. Jesteś pierwszy. Ale jeżeli otrzymamy pismo z PZPN lub Ekstraklasy SA, oczywiście niezwłocznie odpowiemy.
A gdyby władze PZPN lub Ekstraklasy SA zdecydowały, że chcą w ramach eksperymentu korzystać z powtórek wideo w Polsce, to kiedy moglibyśmy wystartować i od czego to zależy?
ŁUKASZ BRUD: Proces przygotowań trwa kilka miesięcy, więc jeśli chcielibyście zacząć w sezonie 2017/2018, wniosek powinien wpłynąć do The IFAB mniej więcej pół roku wcześniej. Oczywiście sam wniosek nie wystarczy. Nasza zgoda zależałaby od kilku kwestii, ale dla Polski nie powinny one stanowić problemu.
Następny sezon Ekstraklasy zacznie się w lipcu.
ŁUKASZ BRUD: Do tego czasu trzeba by wykonać dużą pracę. Zanim sędziowie zaczną ćwiczyć z wideo, trzeba ustalić budżet, wybrać technologię oraz ustalić szczegóły związane z selekcją i przeszkoleniem sędziów. Jeśli chodzi o technologię, to ona jest już gotowa, są różne opcje do wyboru. Wystarczy do wybranego systemu podpiąć kamery, których używa telewizja.
Z tego, co wiem od specjalisty, który pracuje przy powtórkach wideo nie tylko w piłce nożnej, do systemu można również podpiąć dodatkowe kamery, jeśli zażyczy sobie tego dany związek, liga lub organizacja sędziowska.
ŁUKASZ BRUD: Tak, to możliwe. Te systemy są elastyczne. Dodatkowe kamery w minimalnym stopniu wpływają na koszt systemu. W największym stopniu koszty zależą od infrastruktury i kwestii kadrowych. Kluczowy jest fakt, czy sygnał ze wszystkich stadionów trafia światłowodami do jednego centrum transmisyjnego, z którego idzie w świat, czy ewentualnie nadawany jest bezpośrednio z każdej areny, gdzie odbywa się cała produkcja.
W Polsce sygnał telewizyjny ze wszystkich meczów Ekstraklasy produkuje Live Park, spółka córka Ekstraklasy SA, organizatora rozgrywek.
ŁUKASZ BRUD: To bardzo upraszcza sytuację i prawdopodobnie znacznie zmniejszy koszty wprowadzenia powtórek wideo w Polsce. Pozostaje wybrać system. Na świecie jest wiele firm, które tym się zajmują i z którymi mamy kontakt. Wiemy, co potrafią. Oczywiście, po wyborze systemu trzeba będzie przeszkolić każdego sędziego. Na razie ustaliliśmy, że zanim system zacznie normalnie działać, każdy przyszły sędzia asystent wideo musi przećwiczyć to w 13 meczach: najpierw offline, czyli bez łączności z arbitrami pracującymi na boisku, trochę jak w symulatorze lotów, potem już online, czyli w kontakcie z sędziami boiskowymi. Każdy sędzia musi przejść taki cykl ćwiczeń, ale nie narzucamy, w jakich meczach. Mogą być pucharowe, ale mogą też towarzyskie, sparingowe albo mecze drużyn młodzieżowych. Przy okazji jednego meczu szkolenie może przejść równocześnie paru przyszłych sędziów asystentów wideo (Video Assistant Referee, czyli VAR – to oficjalna nazwa sędziego asystenta wideo i zarazem potoczna nazwa systemu – przyp. red.).
Wideo staje się ważnym narzędziem w pracy sędziów, ale w czasie klubowych mistrzostw świata w Japonii zdarzyły się sytuacje, w których źle użyte powtórki wideo spowodowały błędy.
ŁUKASZ BRUD: W Japonii miały odbywać się tylko testy offline, czyli sędziowie asystenci wideo mieli uczyć się procedury, jak i kiedy korzystać z systemu VAR, mieli pracować z powtórkami wideo w czasie meczów, ale bez wpływu na sędziów boiskowych. Dwa tygodnie przed mistrzostwami razem z FIFA uznaliśmy jednak, że warto ten turniej wykorzystać do przeprowadzenia eksperymentów online, czyli z możliwością wpływania VAR na decyzje sędziów boiskowych. Dzięki temu wszyscy, także sędziowie, zebraliśmy spore doświadczenie i mamy teraz większą wiedzę, choć odbyło się to kosztem tych paru sytuacji. Na szczęście przy okazji eksperymentów w Japonii nie został wypaczony przebieg ani wynik żadnego meczu. A błędy wynikały głównie z tego, że sędziowie asystenci wideo nie zdążyli opanować dobrze procedury. Przylecieli do Japonii tydzień przed turniejem i w temacie korzystania z powtórek wideo prawie wszystko było dla nich czymś nowym. Ten turniej był ważnym eksperymentem, teraz musimy wyciągnąć odpowiednie wnioski. Wiemy już, że zdecydowanie najważniejsze jest przeszkolenie sędziów w zakresie technologii i procedury.
Podstawowy wniosek powinien chyba być taki, że w każdym meczu miałoby pracować dwóch VAR, ale jeden z nich musi mieć odpowiednie doświadczenie w pracy sędziego głównego, a drugi – doświadczenie w pracy sędziego asystenta, czyli specjalisty od spalonych. Dwa najpoważniejsze błędy w tym turnieju wynikały bowiem z faktu, że żaden z VAR, którzy zostali powołani na ten turniej, na co dzień nie był i nie jest specjalistą od spalonych. W jednym półfinale aż trzech VAR nie zauważyło, że sfaulowany napastnik wcześniej był spalony i błędnie podpowiedzieli sędziemu, żeby podyktował rzut karny, a w drugim półfinale interwencja VAR sprawiła, że sędzia główny błędnie podważył decyzję swojego asystenta z chorągiewką i zamiast uznać gola, podyktował rzut wolny pośredni. Dla siedzących przed telewizorem specjalistów od spalonych obie sytuacje były proste do oceny…
ŁUKASZ BRUD: Zgadza się, powinien być rzut wolny dla obrońców z powodu spalonego, ewentualnie z powodu faulu napastnika na obrońcy. Sędzia główny zmienił decyzję i podyktował rzut karny, bo przekazano mu tylko, żeby obejrzał powtórkę sytuacji z faulem obrońcy na napastniku. Na tym się skoncentrował, bo nie dostał podpowiedzi, że wcześniej napastnik był spalony i na dodatek sfaulował obrońcę.
W drugiej sytuacji sędziowie asystenci wideo w ogóle niepotrzebnie interweniowali, bo nie było spalonego i sędzia z chorągiewką słusznie uznał gola. Procedura została złamana, to nie była sytuacja dla VAR, a ponadto zawiodła komunikacja: ktoś coś powiedział i sędzia główny usłyszał „offside”, choć to słowo nie padło w trybie twierdzącym.
Niezależnie od tego już teraz rekomendujemy, żeby do każdego meczu zatrudniać co najmniej dwóch VAR: jednego głównego i jednego asystenta specjalistę od spalonych. Takie rozwiązanie byłoby idealne wszędzie tam, gdzie będą używane powtórki wideo, chyba że gdzieś zabraknie wykwalifikowanych specjalistów od spalonych, wtedy takiego asystenta powinien zastąpić nominalny sędzia główny. Dwóch VAR jest zresztą potrzebnych nie tylko z powodu spalonych. Czasem w krótkim czasie zdarzają się dwa-trzy incydenty i wtedy obaj VAR muszą podzielić się zadaniami, żeby jak najszybciej zweryfikować wszystkie sytuacje. Jeden nie miałby szans sprawdzić wszystkiego, ponieważ cały czas trzeba obserwować grę na bieżąco i kontrolować, czy wszystko jest w porządku.
Jest wiele powodów, żeby zatrudniać po dwóch VAR w każdym meczu, a nie ma żadnego powodu, żeby był tylko jeden VAR, poza ewentualnie aspektem finansowym. W ligach zawodowych ten aspekt chyba nie będzie miał żadnego znaczenia i nie spodziewamy się, że mógłby gdzieś zablokować wprowadzenie wideo.
Źródło: Przegląd Sportowy