Z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości przebiegł Ateński Maraton

Za nami setna rocznica odzyskania niepodległości. 11 listopada większość z nas czciła ją poprzez udział w lokalnych uroczystościach. Tysiące Polaków wzięło udział w biegach niepodległości organizowanych w całym kraju, natomiast nasz przewodniczący Konrad Kolak poszedł o krok dalej. Z okazji okrągłej rocznicy postanowił spełnić swoje marzenie i zmierzyć się z oryginalną trasą maratonu. Wiedzie ona z miejscowości Maraton do Aten. Trasa ta była dwukrotnie areną zmagań olimpijskich (w 1896 i 2004 roku).

Mało tego – Konrad nie skończył tak, jak kiedyś Filippides (wg legendy po przebiegnięciu trasy i ostrzeżeniu przed Persami padł martwy), ale wręcz przeciwnie. Choć trasa była trudna, bo prowadziła w przeważającej części pod górę, a żar z nieba wcale nie pomagał, Konrad ukończył 42,195 km z życiówką 3:36:05. Tym samym pobił swój dotychczasowy rekord o 23 minuty. Doskonały wynik jest efektem wielu lat hobbystycznego biegania oraz realizacji kilkumiesięcznego planu treningowego. Duże znaczenie miała również świetna atmosfera na trasie: kibice, którzy gromadzili się na całej długości biegu i żywiołowo dopingowali biegaczy, a także liczni Polacy, którzy biegli w biało-czerwonych barwach i serdecznie pozdrawiali się na trasie.

Ponieważ termin maratonu zbiegł się z setną rocznicą, ambasada RP w Atenach zorganizowała specjalne uroczystości w Parku Narodowym w centrum Aten, a Pani ambasador RP Anna Barbarzak (druga od lewej na zdjęciu) wzięła udział w biegu.

Z relacji Konrada wynika, że: „Od startu biegło się lekko. Bez trudu utrzymywałem tempo około 5 min/km. Trasa prowadziła po płaskim terenie, dopiero od 10 km zaczął się podbieg i trwał z małymi przerwami aż do 31 km. Pierwsze, niewielkie oznaki zmęczenia pojawiły się około 17 kilometra na stromym podbiegu. Po pokonaniu połowy trasy zmęczenie rosło i musiałem wkładać coraz więcej sił żeby nie zwalniać tempa. Niekończący się podbieg i coraz wyższa temperatura sprawiły, że na 28 km zaczął pojawiać się coraz silniejszy kryzys. Zaowocował tym, że koło 30 km tempo biegu spadło do 6 min/km. Na szczęście od 31 km trasa zaczęła opadać, co pozwoliło znacznie przyspieszyć i odzyskać świeżość nóg i umysłu. Na 3 km przed metą zużyłem cały zapas sił i moje tempo ponownie spadło. Czas zaczął płynąć bardzo powoli i miałem wrażenie, że kilometrów w ogóle nie ubywa. Rozpoczęła się prawdziwa walka z własnymi słabościami: odrętwieniem ogarniającym całe ciało i bólem silnie zakwaszonych mięśni nóg. Pojawiła się pokusa żeby stanąć i odpocząć lub przejść do marszu. Na szczęście udało się zwalczyć te myśli i w mękach dobiec do mety, mieszczącej się na stadionie olimpijskim. Była to moja największa przygoda biegowa w życiu i na długo pozostanie w pamięci.”

Przewodniczącemu gratulujemy dobrej kondycji i życzymy bicia kolejnych życiówek.